poniedziałek, 4 listopada 2013

Zarabianie na własnej pasji



Autor: Gosia Zimniak
-------------------------------------

Pasja… Chyba każdy ma jakąś w swoim życiu. Posiadanie jakiejś pasji (im bardziej oryginalnej, tym lepiej) obecnie jest bardzo modne, a jeszcze bardziej na czasie jest pisanie o niej na blogu. Stąd już tylko kilka kroków dzieli Cię od zarabiania na tym, co najbardziej lubisz robić. 

Masz swoją pasję? W wolnych chwilach szydełkujesz lub szyjesz? A może masz obsesję na punkcie książek czy filmu? Cokolwiek to jest, wyobraź sobie, że dostajesz pieniądze za to, co najbardziej lubisz robić. Kusząca wizja, prawda? Jak grzyby po deszczu powstają biznesy - kobiece biznesy - oparte na pasji ich właścicielki. Często są to firmy związane z rękodziełem. Kiedyś szydełkowanie czy robienie na drutach kojarzyło nam się wyłącznie z naszą babcią, dzisiaj same chętnie „dziergamy”, a jeszcze chętniej ubieramy jedyne w swoim rodzaju, ręcznie wykonane sweterki. Rękodzieło przeżywa renesans, ponieważ lubimy rzeczy oryginalne, wyjątkowe i tworzone z sercem. Z tego samego powodu chodzimy do cukierni zakładanych przez pasjonatki (a nie zawodowych cukierników) pieczenia babeczek, muffinek i innego rodzaju słodkości. Kobiecy biznes oparty na pasji ma duże szanse na sukces, ponieważ budzi pozytywne emocje i przemawia przez niego serce oraz autentyczność. 

Coraz częściej spotykamy się ze zjawiskiem marketingu pasji. Powstaje wiele stron internetowych prezentujących różnego rodzaju rękodzieło (np. tworzenie biżuterii, scrapbooking, decoupage ) oraz portali zrzeszających pasjonatów, organizowane są konkursy typu "Pokaż swoją pasję" i szkolenia dla kobiet "Jak odnaleźć swoją pasję i na niej zarabiać". No właśnie, jak?

Jak odnaleźć swoją pasję…

Marzysz o zmianie swojej sytuacji zawodowej i zarabianiu na czymś, co będziesz lubić robić? Super, jeśli już masz pomysł czy cały biznesplan w głowie. Ale co w sytuacji, gdy tak naprawdę już sama nie pamiętasz, co lubisz robić? Weź kartkę i długopis i notuj wszystko, co przyjdzie Tobie do głowy.

  • ·         Sięgnij pamięcią do czasów dzieciństwa. Kim chciałaś być, jak byłaś małą dziewczynką? Jakie były Twoje ulubione zabawy? Frank Wright, przykładowo, uwielbiał w dzieciństwie bawić się drewnianymi klockami – w dorosłym życiu został jednym z najlepszych architektów w USA. Z kolei ja, jak była mała, chciałam być projektantką mody, zarysowywałam całe zeszyty postaciami kobiet w wymyślonych przeze mnie sukienkach. Dzisiaj wiem (m.in. po semestrze nauki spędzonym w szkole projektowania ubioru), że do projektowania mody się nie nadaję, ale za to pasjonuję się ilustracją modową.

  • ·         Pomyśl o swoich aktualnych zainteresowaniach. Wyobraź sobie, że masz pół roku wolnego i dość pieniędzy, żeby móc robić tylko to, na co masz ochotę. Co byś robiła? Odwiedziłabyś dalekie kraje? Zajęłabyś się pisaniem książki? A może spędzałabyś więcej czasu ze swoją rodziną? 

  • ·         Zajrzyj w głąb siebie. Zadaj sobie pytanie o to, co chcesz osiągnąć w życiu. Jakie są Twoje cele? Wartości? Co Cię ekscytuje i o czym lubisz rozmawiać? Znajdź również i wypisz wszystko to, w czym jesteś dobra. Czy posiadasz jakieś wyjątkowe umiejętności? 

Masz już podstawy, żeby określić, co jest Twoją pasją. Nie chodzi tutaj o hobby czy zainteresowania, tylko o prawdziwą, głęboką pasję – sprawę, której będziesz w stanie się całkowicie oddać. 

… i sposób na wykorzystanie jej w biznesie?

Niezwykłe historie kobiecych biznesów pokazują, że każda pasja może być sposobem na życie. Tworząc wizję swojej przyszłej kariery zawodowej opartej na tym, co kochasz robić użyj wyobraźni - myśl szeroko i wyjdź poza schematy. W Internecie powielany jest taki obrazek z napisem: „Twoja praca marzeń nie istnieje – musisz ją stworzyć”. Wykreuj zajęcie, które łączy w sobie Twoją pasję, umiejętności i osobiste predyspozycje. 

To Twoja pasja i Twój pomysł na życie, jednak tworząc model biznesowy swojej firmy pamiętaj, że to inni ludzie – Twoi klienci są najważniejsi. To o ich potrzebach musisz myśleć. Czy to co chcesz im zaoferować jest dla nich wartościowe? Przydatne? Jakie korzyści przyniesie im Twoja firma?
Kiedy będziesz już miała opracowany pomysł i plan zbicia fortuny na własnej pasji, pokaż ją całemu światu. Załóż bloga czy stronę internetową. Bądź sobą, bądź autentyczna, a wkrótce to co kochasz znajdzie swoich odbiorców.

Zalety zarabiania dzięki własnej pasji

1. Jesteś szczęściarą. Znasz podejście: "Znajdź swoją pasję, a potem zacznij na niej zarabiać i nigdy już nie będziesz musiał pracować"?  I rzeczywiście - to niezwykłe szczęście robić coś, co się lubi i dostawać za to pieniądze. Jesteś przepełniona motywacją do działania i wszystko wykonujesz z przyjemnością.

2. Czujesz się panią swojego losu. Jak to zwykle bywa, kiedy masz działalność gospodarczą i pracujesz na własny rachunek  - jesteś własnym szefem. to Ty decydujesz, czym się zajmiesz, jakie zlecenia przyjmiesz, dla jakich klientów będziesz pracować.

3. Masz elastyczny tryb pracy. Samodzielnie dobierasz sobie godziny pracy. Jesteś „nocnym markiem”? Możesz pracować do późnej nocy, a rano nie musisz zrywać się z łóżka.

4. Satysfakcja, satysfakcja, satysfakcja. Sprzedanie własnoręcznie wykonanych kolczyków przynosi o wiele więcej zadowolenia niż dziesiątki samochodów sprzedanych w firmie kogoś innego. 

Bądź gotowa na wyzwania!

Praca oparta na pasji niewątpliwie ma wiele zalet, jednak wiążą się z nią także pewne trudności. Warto je przezwyciężyć! 

1. Pamiętaj, że własny biznes absorbuje o wiele bardziej niż praca na etacie, zwłaszcza na początku działalności. Co prawda pracujesz kiedy chcesz, sama sobie ustalasz grafik, jednak myślisz o swojej pracy 24 godziny na dobę. Dlatego nie zapomnij oddzielać czasu pracy od czasu odpoczynku. Ustal godziny, w których zajmujesz się swoim biznesem i jeśli pracujesz w domowym biurze nie zapomnij powiadomić o tym domowników, żeby Tobie nie przeszkadzali. W domu wydziel miejsce pracy - nie zajmuj się sprawami firmowymi w sypialni! 

2. Przed Tobą wiele pracy, ponieważ musisz być wybitna w tym, co robisz. Jak już wcześniej wspomniałam, jest wiele biznesów opierających się na pasji, dlatego musisz wyróżnić się na tle konkurencji. Najlepiej jakością oferowanych usług czy produktów. Nie ustawaj w dążeniu do doskonałości. Jeśli piszesz – szlifuj swój warsztat. Tworzysz biżuterię? Bądź na bieżąco z trendami modowymi.

3. Z założenia pasja jest czymś, co nas relaksuje, redukuje stres i pozwala przetrwać cięższe chwile. Jednak istnieje ryzyko, że pasja, po której spodziewasz się, że przyniesie Tobie pieniądze – gdy ich nie przynosi – może obudzić w Tobie rozgoryczenie. Dlatego cały czas pielęgnuj w sobie tę pasję, rozniecaj żar w swoim sercu, ucz się nowych rzeczy i rozwijaj się w tym kierunku. I nawet gdy nie wszystko idzie po Twojej myśli, nie poddawaj się. Czasami sukces wymaga cierpliwości. 

4. Prowadzenie biznesu opartego na pasji wymaga odrobiny ekshibicjonizmu. Wystawiając swoją pasję na pokaz – np. w Internecie, na blogu – ktoś zawsze będzie Cię oceniał, komentował to, co robisz. Dlatego trzeba mieć bardzo twardą skórę. 

Trzymam kciuki za wszystkie z Was, które postanowiły zarabiać na swojej pasji!

środa, 14 sierpnia 2013



 Autor: Izabela Bartkowiak
----------------------------------------

Brafitting a dieta.  

   Wiele z nas chcąc coś zmienić w swojej sylwetce postanawia rozpocząć odchudzanie. Jednak niewiele wie, że przed podjęciem decyzji o odchudzaniu warto pomyśleć o kupnie dobrze dobranego biustonosza oraz o zabiegach, które zapobiegną utracie jędrności naszego biustu. Piersi zazwyczaj jako pierwsze reagują w  procesie odchudzania. Tracą swoją jędrność, stają się obwisłe, wyciągnięte i galaretowate. Czy o taki efekt dietetyczny nam chodzi? Zdecydowanie Nie! Zadbajmy zatem zawczasu o nasz biust, by nie rozczarować się ubocznymi efektami stosowanej diety. 
    By zapobiec przykrym konsekwencjom odchudzania należy przede wszystkim pomyśleć o doborze właściwego biustonosza, takiego który utrzyma nasz biust we właściwym miejscu i zapobiegnie jego nadmiernemu wyciąganiu przez grawitację. Warto również zainteresować się różnymi naturalnymi sposobami ujędrnienia naszego biustu, a jest w czym wybierać. 
   Doskonałym sposobem na ujędrnianie piersi jest ich masowanie podczas codziennych kąpieli pod prysznicem rękawicą z trawy morskiej. Panie często korzystają z  dobrodziejstwa tej rękawicy walcząc z cellulitem nie wiedząc o tym, że nasze piersi też mogą być przez nią masowane. 
   Skoro jesteśmy już przy temacie kąpieli, to kolejnym sposobem na poprawienie jędrności naszego biustu są naprzemienne prysznice – działanie zimnym i ciepłym strumieniem wody. Należy przy tym uważać, by strumieniem wody nie działać bezpośrednio na brodawkę. Najlepiej strumień wody kierować z dołu i z góry i dookoła piersi unikając okolic brodawki. Wskazane jest również wykonywanie masaży biustu. Nie musimy do tego inwestować w kupno drogich  preparatów ujędrniających nasz biust. Wystarczy zwykły krem zawierający witaminę C lub zwykła oliwa z oliwek. Tak naprawdę bardziej znaczący jest dotyk piersi, a nie preparat, który do tego wykorzystujemy.

 Uwaga: masaży nie wolno wykonywać u osób z piersiami maskopatycznymi. To takie piersi, które mają skłonność do guzkowatości. Można to stwierdzić przy badaniu USG. Nie wolno samowolnie podejmować decyzji o masażach jeśli jednoznacznie tego nie wykluczymy.

   Być może zaszokuje to większość Pań, ale nasze piersi mogą być regenerowane w nocy  poprzez spanie w biustonoszu. Można do tego wykorzystywać zwykły TOPIK sportowy lub stary biustonosz, z którego wyciągniemy  fiszbiny. Ogólnie nasz biust bardziej niszczy się w nocy niż w dzień. Śpimy na brzuchu, przygniatamy go, tarmosimy na lewo i prawo, dlatego spanie w biustonoszu jest jak najbardziej wskazane.
  Regenerująco na nasz biust wpływają ćwiczenia na siłowni. Co prawda, nie działają one bezpośrednio na pierś, która jest gruczołem, ale wzmacniają mięsień piersiowy, który stanowi rusztowanie dla naszych piersi.
Systematyczne ćwiczenia na siłowni, wzmacniają mięśnie piersiowe, a co za tym idzie  w sposób pośredni działają na gruczoł piersiowy, podnosząc go i umieszczając we właściwym miejscu.
Ponadto wskazane jest 
pływanie żabką. Wtedy to postawą swojego ciała, poziomo unosząc się na wodzie, dajemy możliwość wykazania się naszej ?koleżance? grawitacji, która sama bez użycia naszych rąk wygarnia za nas biust w miejsce właściwe. Ponadto żabkowe ruchy rąk w sposób pośredni masują boczne części naszego biustu.  Ogólnie regeneracja biustu za pomocą przedstawionych sposobów możliwa jest do 75 roku życia, dla większości więc wszystko przed Wami, miłe Panie!! Masować, pływać, spać w staniku i co najważniejsze wygarniać, wygarniać i jeszcze raz wygarniać piersi do przodu formując dwie piękne bułeczki!
 Życząc wytrwałości i cierpliwości zarówno w stosowanej diecie, jak i w działaniach poprawiających jędrność naszych piersi pozdrawiam bra fittingowo.

środa, 31 lipca 2013


   Autor: Izabela Bartkowiak

                                                              
 
 Biustonosz w ciąży.

  Jako, że bardzo widoczny staje się panujący nam wyż demograficzny, postanowiłam słów kilka skierować do przyszłych mam. Ogólnie wiadomo, że wrogiem dla naszego biustu jest grawitacja, która nieubłaganie stara się wyciągać nasze piersi ku ziemi.  W czasie ciąży, kiedy to biust zaczyna radykalnie zmieniać swój rozmiar, a co za tym idzie i ciężar, tym bardziej warto zastanowić się nad doborem odpowiedniego biustonosza, który w skuteczny sposób  pomoże nam przechytrzyć działanie przyciągania ziemskiego. Niektóre z pań cieszą się bardzo z powiększającego się rozmiaru swojego biustu w okresie ciąży. By móc jak najdłużej cieszyć się widokiem jędrnych piersi po okresie ciąży, już w pierwszych miesiącach jej trwania  musimy mieć dobrze dobrany biustonosz. 

Oto kilka rad, którymi przyszłe mamy powinny się kierować przy jego doborze:

Dobierając biustonosz w ciąży zawsze zapinamy go na wewnętrzną, najciaśniejszą haftkę. W miarę rozwoju ciąży i powiększania się obwodu pod biustem mamy możliwość poszerzania obwodu biustonosza. Można dokupić sobie tzw. przedłużkę, która dodatkowo daje możliwość poszerzenia obwodu biustonosza o kilka rzędów oczek, a tym samym pozwala maksymalnie przedłużyć okres używalności biustonosza w okresie ciąży. 


   Nie bez znaczenia jest również konstrukcja miseczek biustonosza w okresie ciąży. Najlepszym rozwiązaniem jest kupno biustonosza softowego (całkiem miękkiego) lub semi softowego ( pół miękki – od dołu lekko usztywniany unoszący piersi, a góra wykończona miękką koronką).Najlepiej by był wykonany z materiału lekko ciągnącego się, który do pewnego momentu pozwoli, by miseczki biustonosza rosły wraz z naszym biustem. Ogólnie w okresie ciąży, kiedy to nasz biust szybko zmienia swój rozmiar należy co najmniej 2  razy wymienić biustonosz, a konkretnie jego  rozmiar. Zbliża się okres porodu i wtedy będzie nam potrzebny biustonosz do karmienia tzw. karmnik. Czym on się różni od zwykłego biustonosza? 
Otóż przede wszystkim jego miseczki odpinane są na tzw. Quick – Clicki, które pozwalają na ściągnięcie miseczki jedną ręką. Wewnętrzna część miseczek biustonosza do karmienia wyściełana jest bawełną lub innym miękkim, przyjemnym w dotyku materiałem posiadającym właściwości antybakteryjne. Najlepiej jest, by zaraz po porodzie użyć zwykłego bawełnianego biustonosza do  karmienia  bez fiszbin, natomiast dopiero po unormowaniu laktacji - mniej więcej po 3-4 tygodniach od porodu można zakupić fiszbinowy biustonosz do karmienia. Dobrze dobrany biustonosz z odpowiednio uformowaną miseczką i fiszbiną okalającą dokładnie całą pierś nie ma prawa zrobić nam żadnej krzywdy. Ponadto pragnę wspomnieć, że fiszbiny używane do produkcji biustonoszy do karmienia mają zupełnie inną grubość i twardość niż fiszbiny przy zwykłych biustonoszach. Przy wyborze biustonosza do karmienia należy wziąć pod uwagę, by oprócz piersi  w miseczkach zmieściły się dodatkowo wkładki laktacyjne. 

  Drogie Mamy, proszę Was zatem, byście zarówno w ciąży jak i w radosnym okresie zadowolenia z narodzin swoich potomków pamiętały również o sobie i o swoim biuście.

poniedziałek, 22 lipca 2013



  Kolejna historia z cyklu STOP PRZEMOCY nadesłana przez Czytelniczkę,  która wyzwoliła się spod jarzma związku, gdzie partner stosował przemoc. Za jej zgodą, umieszczamy ją na łamach naszego bloga.
-----------------------------------------------------

 Moja historia, i jakby to banalnie nie brzmiało, jest moja, ale wiem, że mogą podpisać się pod nią i inne kobiety – niestety. Bicie, przemoc fizyczna, to już tylko wierzchołek góry lodowej, to już przeważnie szczyt upodlenia, jakie może zafundować kobiecie jej „wybranek”. Ciężko, trudno i to nieopisanie jest się przed samą sobą przyznać – „tak, on się nade mną znęca”, jeszcze trudniej jest o tym powiedzieć, a dla mnie wąwozem nie do przebycia jest żyć ze świadomością, że pozwoliłam na takie traktowanie wobec siebie jakiemuś człowiekowi, o którym mówiłam, że „kocham”.

   Poznałam go, będąc na czwartym roku studiów humanistycznych i wchodząc w dwudziesty czwarty rok życia, on miał wówczas trzydzieści jeden lat, był i jest dla mnie ideałem, pierwszym mężczyzną w moim życiu, w znaczeniu związku „partnerskiego”, i jest tym ideałem, ale takim jakiego go zapoznałam, a nie takiego, jak poznałam. Spotykaliśmy się osiem miesięcy i z końcem września rozpoczęliśmy wspólne życie na kolejne, równe, cztery lata.

   Imponował mi, był inteligentny, troskliwy, chodził ze mną na długie spacery, które kocham do dziś – tego jednego ze mnie nie udał  mu się wyplenić, był dobry w łóżku, a nawet bardzo dobry, zaradny, ciekawiło go wiele rzeczy, potrafił o nich wiele i ciekawie mówić, tak by zainteresować mnie. I nigdy, przez ten czas się nie kłóciliśmy. Tak było też przez pierwszy rok naszego wspólnego życia. 
Ja studiowałam, chociaż już coraz gorzej mi szło, ponieważ coraz częściej brakowało mi pieniędzy, więc pracowałam to na etacie, to dorabiając sobie, sprzątając u obcych ludzi, nigdy mu to pozornie nie przeszkadzało, ale nigdy też nie mówił o tym nikomu. 
  Chciałam dać mu wszystko, a także te rzeczy materialne, które nie ukrywając, sam mógł sobie z powodzeniem zapewnić, ale przyjemnością dla mnie ogromną było wyprzedzanie go, udowadnianie mu, że go słucham i wiem, czego pragnie.


   Piąty rok studiów okazał się katastrofą, nie miałam już na nie czasu i siły, nie obroniłam się w terminie i zajęło mi to więcej, niż powinno, czasu. Tak, jak na początku w porządkach domowych mi pomagał, chociaż trzeba było mu to anonsować tydzień wcześniej i, oczywiście, przypominać, ponieważ to co on robił było najważniejsze, to później już nie pomagał w ogóle, analogicznie wymagając ode mnie coraz więcej: gotowania co dzień innych dań, nienagannego porządku, a jego mieszkanie miało prawie sto metrów kwadratowych, robienia zapraw, wymyślania i organizowania nam wspólnego, ciekawego czasu. Ja spokojnie, kolejno dawałam się wciągać w różne zachcianki. 
Następnym krokiem było chwalenie go za to co robi, co zdobył i jaki jest cudowny i przepraszanie. Za wiele rzeczy byłam zobowiązana go przeprosić, by nie było kłótni, cichych dni, w których ja nie umiem funkcjonować itp…

Nie ograniczał się tylko do tego: był nieustępliwy jeżeli chodziło o, nazwijmy to: wpływaniem na mnie, by nasze praktyki seksualne były kompatybilne z jego pragnieniami: sposób i pozycje seksualne, a także ciuszki, których nigdy nie lubiłam, a miałam pokaźną garderobę seksownych łaszków, których nie powstydziłaby się porządna, ekskluzywna prostytutka.

   Nie liczenie się z moimi pragnieniami i dążeniami było osobną kwestią, one dla niego nie istniały: wakacje tam gdzie ja bym chciała, nie wchodziły w grę, kupno firanek, takich jak mnie się podobają - było poza dyskusją, bo nawet kubki wybierał ze mną. Jeśli już kupiłam coś sama, podlegało dyskusji i zawsze było złe, brzydkie i wymagało jego starań by można tego używać. 
   Kwestia dzieci, do których dojrzałam w wieku dwudziestu siedmiu lat – odpadła przy pierwszych próbach i nie było możliwości powrotu do tematu – nie chciał, nie był pewien, czy jestem odpowiednia. Dlaczego ja usłyszawszy coś takiego, nie uciekłam z krzykiem – do dziś - nie mam pojęcia.

   Przestawałam sobie radzić, byłam zbyt zmęczona i ciągle nie rozumiałam – jak on tak może. 
Rzuciłam pracę, nie przestałam pracować w ogóle, co prawda, podjęłam się bycia  guwernantką dla dwójki dzieci, za grosze, co do domowego budżetu nic nie wnosiło, ale mogłam wychodzić z domu, w którym on był stale, gdyż tam pracował. Rzuciłam pracę by się obronić, zaczęłam ukradkiem popalać, on wydzielał mi zawsze pieniądze, chodził ze mną na większość zakupów, później, wpadł na pomysł, że mam wszystko zapisywać, nawet kupno bułki za kilka groszy – poddałam się bez większego oporu. 
Gdy podejmował pierwszy próby ubierania mnie – co już było końcowym elementem zmieniania mnie, powiedziałam nie. Ale tylko raz, później nie umiałam sobie kupić majtek by on nie wyraził o nich wcześniej swojej aprobującej opinii.

   Uderzył mnie po raz pierwszy niespełna półtorej roku przed naszym ostatecznym rozstaniem. Dałam w siebie wmówić, że to moja wina, chociaż wymusiłam obietnicę, że nigdy więcej tego nie zrobi. Zrobił, nie licząc przestawiania mną ścian w przedpokoju.W między czasie ja utyłam bardzo, przestawałam o siebie dbać. Chyba, że on zwracał mi uwagę, postanowiłam się odchudzać, co relatywnie odniosło efekty, bo jestem zawziętą kobietą.
W końcu znalazł sobie nowe hobby – fotografia. Oczywiście twierdził, że nie ludzi chce fotografować, chociaż ja naiwnie uważała, że fotografia jest właśnie po to. Starał się mnie oswoić z myślą, że nie tędy pójdzie jego droga, stawiając przed witrynami fotograficznymi i pokazując mi akty, twierdząc, że to ze mną jest coś nie tak, gdy się na to obruszałam, bo jestem zakompleksiona. Cóż… jestem. 
  To, że, co prawda, jadł co ugotowałam, chociaż rzadko słyszałam, że coś mu smakuje, to, że pytałam jak wyglądam, gdy już się wystroiłam by się mu podobać, bo od niego tego nie usłyszałam nigdy, doprowadziło do tego, że, poza uczuciem niedocenienia, chciałam coraz bardziej i lepiej, wpadając w paranoję i wyczekując gdy jadł  czy jak wychodzę „udekorowana”, jakiś wrażeń na jego twarzy.   
Sprawa fotografii poszła dalej i umówił się z jakąś małolatą na „nieodpowiednią”  dla mnie sesję. Gdy wrócił, wzięłam część rzeczy i uciekłam do rodziców na trzy tygodnie. Trzy tygodnie już  wówczas nieustawicznego płaczu, braku snu, zbyt wielu spalonych paczek papierosów itd. To, jak wcześniej ryczałam po kątach, było niczym w porównaniu do tego co miało miejsce później. Ale wróciłam. Zdjęć małolaty nie usunął, bo w końcu włożył w to dużo pracy, a to zawsze było najważniejsze i jeszcze mnie zapewnił, że chce robić takie zdjęcia, ale mnie kocha i …. Nie wiem jak w to uwierzyłam? Kilka miesięcy i odechciało mi się żyć.      Chciałam, bardzo chciałam się powiesić, ale okazało się, że bolą od tego czynu uszy, a dokładniej ściśnięte węzły chłonne, ale już wówczas wyłączałam się, chowałam i płakałam.
 Postanowiłam, co było błędem i mam o to do siebie żal i obrzydzenie, usiąść przed komputerem i w pierwszym odruchu dowiedzieć się co mają te kobiety, a czego ja nie mam. Kolejnym etapem były portale erotyczne, na których umawiają się ludzie na seks, założyłam taki. Żadnych zdjęć, żadnych spotkań – ale miałam, wiedziałam, że mnie sprawdza i że końcu znajdzie w historii przeglądarki. Chciałam się zemścić. Na sobie - w rezultacie, bo usłyszałam, że jestem kurwą.

   Przeszło mi z Internetem. Zajęłam się tym, co chcę robić w życiu, fakt, póki co robię to charytatywnie do dziś, ale robię – wyśmiał mnie. Zaczęłam uciekać na coraz dłuższe dni do rodziców, widywaliśmy się trzy, czasami cztery dni w tygodniu. Seks istniał dla mnie tylko wówczas, jak za dużo wypiłam.

   On całe nasze wspólne życie wyjeżdżał co jakiś czas na dwa tygodnie – taką miał pracę. Zawsze czekałam ze smakołykami, gotowa i szczęśliwa, za ostatnim razem nie było mnie w jego domu. Zanim wyjechał, zostawił mi porozrzucane w domu karteczki, jaki to ze mnie leń, obibok, itp…

   Ryczałam i chciałam  odejść – nie zrobiłam tego, koleżanka przekonała mnie, że nie można tak od razu, a ja jej nie powiedziałam wszystkiego. Tego, że on mnie bił, poniżał, że jak byliśmy w towarzystwie jego znajomych, ja stawałam się powietrzem, że wmawiał we mnie winę, nieśmiałość, lękliwość i chorobę psychiczną. Zostałam, po to by za chwilę mnie wyrzucił. Bo gdy wróciłam, kazał mi się natychmiast wyprowadzić. Byłam dla niego rzeczą, którą należało wyrzucić. Nie mogłam sobie tego darować. Chociaż jak teraz na to patrzę, stwierdzam, że nawet dobrze się stało, bo wówczas chciałabym wrócić. Musiałam upaść bardzo nisko, by przejrzeć na oczy. 
Miałam jakieś przebłyski, ale zawsze on był najważniejszy i to, że przecież tak bardzo się kochamy i nasze uczucie nie może być czymś co można odłożyć, zapomnieć, stracić, a co gorsze – odrzucić od siebie, wyrzec się go.

   Pozbierałam się całkiem niedawno, tak naprawdę. Jeszcze niespełna dwa miesiące temu dopadła mnie olbrzymia za nim tęsknota i niewypowiedziany ból. Teraz już wiem, że to było wynikiem wieloletniego uzależnienia się od tego człowieka i jego rozmyślnego uzależniania mnie od siebie.

Jeśli chodzi o sąsiadów – wątpię, że ostatnie dwa, trzy miesiące nie słyszeli jak płacze, bo już wówczas nie starczyło mi siły, żeby szlochać po cichu. Musieli słyszeć jak na mnie krzyczy i wyzywa. I pewnie nikt by mi nie uwierzył, albo i by nie chciał. Moi znajomi nie lubili go, twierdzili, że jestem przy nim inna, skrajnie usłużna i… tak było. 
Obiad podany na półmiskach – dla dwóch osób! I byłoby tak dalej, gdyby nie przekroczył tak szybko moich granic – tego co w nim było tylko moje, nasze ciała, nasza prywatność, którą postanowił dzielić z dziewczętami, które rozbierają się przed pierwszym lepszym facetem z aparatem. Oczywiście to też była moja wina, ponieważ jestem kłótliwa.

Przestałam lubić wiele rzeczy, które kiedyś mnie odprężały, jak np. śpiewać czy rozmawiać z ludźmi, różnymi i gdziekolwiek, bo zawsze znajdzie się temat gdy tego człowiek chce.

Pierwszy raz opowiadam o wszystkim na raz, wiedząc, że  jest to opowiedziane zbyt chaotycznie, ale jest ciężko wylać z siebie w sposób usystematyzowany tyle lat przyzwolenia na upokarzanie. Teraz wiem, że potrzebowałam pomocy, ale jeśli nawet ktoś to widział, nie był w stanie mi pomóc, gdyż zawsze stawałam w jego obronie, nawet sama przed sobą.

   Był dla mnie kimś więcej niż tylko mężczyzną życia, był przyjacielem – bardzo fałszywym; oparciem, opoką, ale ułudną.

   Nigdy sobie nie wybaczę. Nie tego, że mnie potrafił uderzyć, ale tego, że uwierzyłam, że to moja wina i pozwalałam dawać mu się zmieniać i przerabiać na jego własny użytek, że nie słuchałam sama siebie w tych nikłych przebłyskach świadomości, że nie tak ma wyglądać moje życie.

Czy byłam ofiarą – tak, uzależnioną od jego osoby, w  planie bardzo dobrze uszytym na miarę.

Mam nadzieję, że jeśli, któraś z was, albo któryś z was to przeczyta, będzie to przestrogą i możliwością spojrzenia krytycznie na wasze związki, chociaż nikomu nie życzę takiego.